niedziela, 3 lipca 2011

All inclusive – wycieczka pierwsza

Od niedawna mamy wakacje, przynajmniej teoretycznie. Sesja za nami, lipiec przyszedł, wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, wszystko prócz pogody… Miało być pięknie, wyszło jak zawsze.



Zapewne obawiacie się, że pierwszy turnus „All inclusive” diabli wzięli. Nic bardziej mylnego! Trzeba jednak pamiętać, że z uwagi na pogodę nie można ryzykować pobytu pod gołym niebem. Wszelkie plaże, polany i szczyty górskie odpadają. W deszczową pogodę przybliżę Wam miejsca, te bliskie, i te dalekie, gdzie warto się wybrać, chociażby na chwilę.

W dzisiejszym przewodniku opiszę ciekawy obszar w samym sercu wielkopolskiej metropolii. Tutaj z pewnością nie grozi Wam przemoczenie, w każdym razie nie z powodu deszczu… Miejsce to stoi otworem dla wszystkich zwiedzających przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Czynne jest zawsze, i dla każdego. O czym mowa? Oczywiście o Rondzie Kaponiera.

Wielu przyjezdnych nurtuje pytanie, kim ów Kaponier był. Niestety, nawet miejscowi nie mają pojęcia na ten temat. Podejrzewa się, że był to pradawny hodowca nietoperzy, który z ich odchodów produkował przeróżne mazidła nazwane później Q10. Inna legenda głosi, że człowiek ten prowadził w miejscu dzisiejszego ronda dom publiczny, gdzie młode dziewczyny puszczały się na okrągło. Najstarsi tubylcy mówią jednak o osobie, która zamieszkiwała te tereny przed wieloma laty i której ducha można spotkać po dziś dzień. Zwłaszcza w piątkowo-sobotnie noce. Jak jest naprawdę? Tego nie wie nikt.

Za dnia na rondzie słychać jedynie szum, gwar i wszechobecny zgiełk. To doskonałe miejsce do obserwacji zwyczajów lokalnej ludności, zwłaszcza tej zmotoryzowanej. W mrocznych podziemiach opisywanego gmachu można bez problemu normalnie egzystować. Są tutaj bowiem wszystkie niezbędne do życia… punkty handlowo-usługowe. Bez trudu idzie zatem zdobyć pożywienie, skserować notatki, a także zlecić naprawę najróżniejszych części garderoby. Główną atrakcją jest comiesięczne wydarzenie zwane „Komkarciówką”. Tubylcy stają jeden za drugim tworząc bardzo oryginalne widowisko. Nierzadko głośno wyrażając swoje poglądy na najważniejsze kwestie. Innymi atrakcjami są bardzo oryginalne ścienne malowidła pojawiające się cyklicznie po każdym weekendzie. Takich dzieł sztuki nie znajdziecie nigdzie indziej!




Nocami Kaponiera tętni życiem niczym Ibiza. Można tutaj spotkać każdego, począwszy od gwiazd szołbiznesu, kończąc na panu Zenonie, który zawsze z całym dorobkiem stacjonuje przy jednym z wyjść. Nie brakuje egzotycznych przypadków, z którymi bardzo ciężko się porozumieć. Kaponiera jest kulminacyjnym punktem każdego wieczoru, każdej imprezy. Dzieje się tak dlatego, że to tutaj swoją bazę mają niezliczone ilości autobusów, które rozwożą bibowiczów do domów. Właśnie dlatego miejsce to było nie raz świadkiem wielkich pożegnań, radosnych spotkań, ale także wielu kłótni i nieporozumień. Jak wiadomo na dyskotekach bywa różnie, jedne romanse się kończą, inne zaczynają, ale tak czy owak, wszyscy zamieszani w lovestory muszą wspólnie podążać w jedyną słuszną stronę – na Kaponierę.

Zimą omawiane rondo poza wszystkimi wyżej wymienionymi atrakcjami kusi czymś jeszcze. Jest to największy (poza McDonald’s) punkt grzewczy na mapie miasta. To tutaj przy ujemnych temperaturach tłumy ludzi gromadzą się przy wielkim grzejniku, by móc poczuć się jak jedna, wielka rodzina. Muszę także przypomnieć, że odwiedzając Kaponierę należy pamiętać o mapie, bowiem nieodpowiedzialny turysta może krążyć pod rondem aż do niechybnej śmierci. Do pełni szczęści brakuje jedynie wielkiej, plastikowej palmy na środku! Niemniej jednak każdemu, kto jeszcze nie sfinalizował swoich wakacyjnych planów, polecam dopisać do nich to magiczne miejsce. Koszt wycieczki „ALL INCLUSIVE” jest nieduży. Przykładowo, za dojazd w dwie strony zapłacimy około 4 złotych.



Kaponiera to „wielki świat za małe pieniądze!”

Brak komentarzy: