niedziela, 8 listopada 2009

„Chyba muszę przerwać Panu egzamin”– czyli porażka numer 1

Miała być moda i uroda, a wyszło jak zwykle, ale co tam. Drodzy czytelnicy, po moim debiucie literackim (Dawać czy nie dawać – oto jest pytanie) liczyłem na kącik moda i uroda, ale poproszono mnie o coś zupełnie innego, mianowicie o opisanie moich przeżyć związanych z długim zdawaniem egzaminów na prawo jazdy. Dzisiaj odsłona pierwsza i pierwszy egzamin.

Wakacje, czas wolności i braku problemów. Wszystko to jednak tylko do czasu. Wybija dzień 10 sierpnia i przychodzi największy jak dotąd w moim życiu stres. Egzamin na prawo jazdy o godzinie 10 w WORD. Naiwna pewność siebie i przekonanie o zdaniu tegoż egzaminu sprawiły, że stwierdziłem, iż nie warto stresować rodziny. Powiem im, że egzamin mam 11 sierpnia, a kiedy zdam dzień wcześniej wszyscy będą zadowoleni.

Zjawiłem się w ośrodku ok. godziny 9.30, więc tym samym na egzamin musiałem poczekać aż pół godziny. Wreszcie wybiła godzina 10.00. Początek egzaminu teoretycznego i już pierwsza wpadka, podpisałem się w złym miejscu, ale co tam. Zaczął się egzamin. Stres jak cholera, niby tylko 18 pytań, ale jak coś pójdzie nie tak to koniec… Skończyłem, wołam egzaminatora i wybija chwila prawdy. Egzaminator dusi przycisk „SPRAWDŹ”… Życie jest piękne, 0 błędów i przechodzę dalej. Znów nerwowe czekanie, tym razem w sali obok, inny egzaminator tłumaczy, co należy zrobić na placu manewrowym i w mieście. Następuje podpisanie listy obecności i przejście na ostateczne czekanie przy placu manewrowym. Mija ok. 15 min i wchodzi starszy pan wyczytując moje nazwisko – zaczęło się.


Wsiadamy do samochodu, sprawdzamy tożsamość i pierwsze zadanie pokazać płyn hamulcowy i kierunkowskazy – na razie idzie rewelacyjnie. Kolejne zadanie, łuk, również sukces i jedziemy na wzniesienie. Kolejny sukces i plac manewrowy zaliczony – jedziemy na miasto. Duży stres, ale jakoś idzie. Pierwsze skrzyżowanie i już było blisko porażki – ostre hamowanie na żółtym i zatrzymanie na środku pasów, ale to nic, jedziemy dalej. Na razie wszystko idzie dobrze – git majonez. Wjeżdżamy na rondo Śródka no i… nastąpił koniec – wymuszenie pierwszeństwa i padają słowa: „Chyba muszę Panu przerwać egzamin, proszę tutaj zjechać na przystanek”. No i szlag by wszystko trafił – wracamy do ośrodka, 114, 50zł poszło się bujać, a w raz z nimi marzenia Cysia o zdaniu egzaminu za pierwszym razem!

Autor: Cysio

Brak komentarzy: