wtorek, 10 kwietnia 2012

All inclusive - Kac Wawa na żywo


Kochani! Dzisiejsza odsłona All inclusive będzie inna niż zwykle. Tym razem gościnnie w tym cyklu wita Was Redaktor Jess. Właściwe to podwójnie gościnnie, gdyż na tapetę pójdzie nie jak zwykle Poznań, a Warszawa… Tak się mój los potoczył, iż ostatnio przyszło mi odwiedzić stolicę i poznać specyfikę tego miasta od podszewki.

Radosna twórczość fot. Archiwum
Jako że zatrzymałam się w mieście na kilka dni, musiałam znaleźć sobie jakieś miejsce noclegowe. Właściwie można by wzorem będącego ostatnio na językach filmu „Kac Wawa” imprezować przez całą noc i tym samym problem noclegu mieć z głowy. Jednakże od dawna moim marzeniem było poznanie na własnej skórze kwintesencji studenckiego życia, czyli zamieszkanie w akademiku. Marzenie to zrealizowałam, wynajmując wraz z moimi towarzyszkami podróży, bardzo przestronny pokój na ostatniej kondygnacji zabytkowego i niezwykle klimatycznego Akademika „Bratniak”. Miejsce to niewątpliwie poprzez dodatkowe, nieprzewidziane w ofercie atrakcje ubarwiło mój pobyt w stolycy.  Na pewno w żadnym akademiku nie brakuje ciekawych osobistości. Największe wrażenie zrobił jednak na mnie Karol. Przystojny, inteligentny student z portfelem wypchanym po brzegi? Nic z tych rzeczy. Karol to „malutki” czarny robaczek, lubiący stadne życie, jak to każdy KARALUCH! Sublokator upodobał sobie szczególnie jeden kącik. Zdarzało mu się jednak robić dalsze wędrówki w inne rejony apartamentu. Z racji takiej, iż z wojnę z karaluchami bardzo ciężko wygrać, nie miałam też za dużo czasu ani odpowiedniej amunicji, a także nie do końca wiem kto tu się kogo bardziej bał, zdecydowałam  przyjąć inną taktykę. Postanowiłam się z wrogiem oswoić. Stąd też nadanie mu imienia. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to aż tak trudne zadanie. Tym bardziej, że zdaniem przemiłej pani z recepcji karaluchy to zmora każdego akademika (intrygujące prawda?) i stali mieszkańcy jakoś sobie z nimi na co dzień radzą. Nie wiem jak. Jednak krzyki jakie dochodziły z siedliska Karola były dla innych mieszkańców swego rodzaju atrakcją. Z tego wniosek, że z rodziną Karola da się egzystować… Jak? Nie pytajcie, na prawdę nie wiem.


Pożywienie Karola fot. Archiwum
Jednak skoro karaluchy to dla akademika codzienność, najwidoczniej trzeba było zadbać o dodatkowe wieczorne atrakcje. Nie mówię o bibach, pokojowych nasiadówach i zwyczajnych popijawach. Tu chodzi o show i performance.  Po zmroku, w blasku ulicznych latarni i dodatkowo punktowej ręcznej latarki, pod oknami łazienek akademika pojawia się starszy pan i prezentuje swój sposób na zaspokojenie seksualnych potrzeb. Warto dodać iż widownię zazwyczaj w większości stanowią faceci, ze względu na to, iż to męski akademik.
Wyjdźmy jednak na miasto. W stolicy nocne życie kwitnie. Film „Kac Wawa” to żadna bajka. To rzeczywistość. Nie rozumiem dlaczego został tak bardzo skrytykowany, skoro ukazuje autentyczny obraz. Owszem, w sposób mało wysublimowany, ale o to przecież chodziło. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ale w godzinach nocno-wieczornych co drugi pojazd przemierzający ulice centrum to bibowa limuzyna.

Jak poruszać się po tak wielkim mieście bez innego środka transportu niż własne nogi? Z pomocą przychodzi komunikacja miejska. Bardzo szeroko rozwinięta sieć. I jak się w tym wszystkim połapać… Wydawało by się, że będzie ciężko. Nic bardziej mylnego. Jest przecież „Aplikacja Piotrek”. Nie wiecie co to takiego? Nie dziwię się. Według kolegi z przystanku, wykorzystującego bezczelnie fakt niezorientowania koleżanki w funkcjonowaniu miasta i komunikacji, „Aplikacja Piotrek” to interaktywna, ogólnodostępna i idealna na imprezę „pomoc” informująca za pomocą smsów o aktualnej trasie przemieszczania się tramwaju. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że nie należy tej „Aplikacji” ufać. Potrafi skierować ostatni tramwaj za rzekę w środku nocy i  zamknąć możliwą drogę powrotną dla autobusu z powodu rzekomego remontu. Ale według nerda z „Bratniaka”, doskonale obeznanego w realiach Warszawy tak już po prostu jest, że tramwaje mają swoja trasę w rozkładzie, swoją na wyświetlaczu, a jadą jeszcze inaczej…
Wiele uroków kryje nasza stolica. Przedstawiłam Wam tyko wybrane z tych które poznałam, a na pewno tych „niepoznanych” znalazło by się jeszcze sporo. Myślę, że wkrótce podzielę się z Wami kolejnymi. Jeśli oczywiście Redaktor Radzio będzie jeszcze na tyle gościnny i pozwoli na wtargnięcie Warszawy do, z założenia, poznańskiego cyklu.

Brak komentarzy: