Kultowy kubek ze Starbucks'a |
Krewetkopodobne coś |
Wielka Facjata |
Trzymajcie się ciepło i dołączcie do nas na Facebooku!
Kultowy kubek ze Starbucks'a |
Krewetkopodobne coś |
Wielka Facjata |
Jakkolwiek daleko by na stadion nie było, ile objazdów i remontów nie napotkali byśmy po drodze, nie aż tak trudno trafić do celu. Stadion jest tak fenomenalnym obiektem, że dominuje nad miastem, nie tylko gdy patrzymy na nie z okien samolotu, ale również będąc na ziemi, w odległości kilku kilometrów. Takie niesamowite sprzężenie możemy dostrzec chociażby z Rataj. Plastikowa, już nie biała, kopuła przebijająca nagle zza budynku, niczym fragment statku kosmicznego, to jest to.
Jednak czy warto się do tego obiektu zbliżać? Myślę, ze można. Na własne ryzyko. Poznanie go z bliska, niestety znacząco wpływa na niekorzyść. Jednak zakładając, że każdy chce się przekonać na własnej skórze, można zrobić sobie wycieczkę krajoznawcza, czy też wziąć udział w meczu, koncercie czy innym wydarzeniu odbywającym się na stadionie. Wszak to obiekt z założenia wielofunkcyjny, zatem okazji na pewno będzie wiele.
Kontener na froncie fot. Archiwum
Najbliższe otoczenie stadionu, czyli przestrzeń w bezpośrednim sąsiedztwie reprezentacyjnego obiektu, powinna być wizytówka , zachęcać do podejścia bliżej. Tymczasem skutecznie odstrasza. Wszechobecny bałagan, stosy przedmiotów niewiadomego pochodzenia, rozkopana nawierzchnia, rowy, chaos, brud, metalowa siatka zwana płotem, do tego kontener ze śmieciami witający gości. Takie obserwacje można poczynić nawet jeśli wszystko pokryte jest solidną warstwą śniegu. Boję się myśleć, co ukaże się oczom obserwatorów, gdy tylko ten biały puch stopnieje.
Poznański porządek fot. Archiwum
Przyjrzałam się również samemu obiektowi i do tej chwili nurtuje mnie jedna rzecz. Mianowicie, czy stadion nie został jeszcze ukończony czy może widoczna betonowa konstrukcja stadionu to celowe zastosowanie estetyki surowego betonu. Naprawdę trudno to wywnioskować. Jednak po tym co zobaczyłam w pomieszczeniach pod trybunami, stwierdzam że każdej wizji można się w tym wypadku spodziewać. Reprezentacyjne wejście na trybunę od strony pola, w środku same pomieszczenia dla VIPów, a tu w wielkim holu brak połowy sufitu, wystające instalacje, rury, kable. Ale wszystko w porządku. Rozumiem, że to miał być high-tech.
High-tech fot.Archiwum
O stadionie można by pisać jeszcze wiele, rozczulać się nad każdym jego detalem, rozważać każdy jego aspekt, począwszy od zastosowania, funkcjonalności, na wyglądzie skończywszy. Ja jednak zakończę swoje rozważania na płaszczyźnie estetyki. Stwierdzam, że stadion jest po prostu brzydki i z pewnością nie jestem z taką opinią odosobniona. Niejednokrotnie słyszałam od mieszkańców okolic obiektu, iż starają się , na ile to możliwe, wybierać taką drogę do domu, aby nie oglądać stadionu, bo razi ich poczucie estetyki i zwyczajnie wolą oszczędzić sobie nieciekawego widoku. Dla osób nie świadomych rangi sprawy - tak to tu mają rozgrywać się mecze Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2012. Ciekawe jak jakie uczucia obiekt wzbudzi wśród zagranicznych gości, których co nie ulega wątpliwości, zawita do Poznania niemało…
Fenomen ćmy barowej polega na tym, że na każdą imprezę wychodzi jedynie z pięciozłotówką w kieszeni, a wraca po dwóch dniach, totalnie narąbana i zazwyczaj ma jeszcze 3zł reszty. Zapytacie pewnie, jak to możliwe? Wszystko za sprawą wymiany handlowo-usługowej, która towarzyszy człowiekowi od tysiącleci, Sedno tego zjawiska postaram się wyjaśnić na przykładzie mojej koleżanki Ady.
Typowa ćma barowa fot. Archiwum
Adusia jest typową barową lafiryndą. W każdy piątkowy wieczór, bawi się przy kradzionych bitach w najlepszych klubach powiatu. Zwykle tuż po wejściu robi tak zwany research. Poszukuje wtedy panów potencjalnie zainteresowanych jej towarzystwem. Wiek nie gra roli, a bariera językowa nie istnieje. Liczy się jedynie grubość… portfela. Za dobrego drina Adusia jest w stanie pokazać podstawy tańca erotycznego, a za dwie mikstury wyskokowe chętnie umili chwile spędzone przy pisuarze. Czy Ada jest dziwką? Otóż NIE! Ada nie przyjmuje ani gotówki, ani kart bankomatowych. Jedyną walutą są procenty alkoholu. Wielokrotnie pytałem ją, czy to jej sposób na życie. Zawsze odpowiada, że nie samą wódką człowiek żyje, w co patrząc na nią, trudno było uwierzyć. Dodaje również, że to tylko zabawa i nigdy nie poszłaby do łóżka z przypadkowym kolesiem za kasę, bo ma swoją godność. Piątkowy melanż Adusi kończy się zazwyczaj w okolicach niedzielnego południa. Później kilka ciężkich dni pracy w warzywniaku, by przeżyć kolejny niepamiętny weekendowy melanż. Niepamiętny, bo zazwyczaj z urwanym filmem, rozdartymi pończochami i wyłamanymi tipsami…
Drodzy Fani Bloga i Sympatycy Redaktora Tipsiarza! Za pewne umieracie z ciekawości i niecierpliwie oczekujecie wyników castingu do programu „Bitwa na głosy”. Spokojnie! Wasza Jess już spieszy Wam z pomocą i przynosi najświeższe wieści z pola bitwy. Otóż już po wszystkim. Postanowiłam, że w ten sposób oszczędzę choć minimalnie Wasze nerwy, które i tak po przeczytaniu tego artykułu będą bardzo zszargane i wyznam Wam to już na wstępie. Niestety w tym miejscu, z bólem serca, muszą przekazać Wam tę tragiczna wiadomość. Otóż nasza redakcyjna Gwiazda, niezwykle utalentowany Redaktor Tipsiarz nie dostał się do programu ;( Tak… też długo nie mogłam zebrać myśli po tej szokującej wiadomości. Za pewne pierwsze pytanie, które nasuwa się Wam zaraz po odzyskaniu przytomności to: JAK TO SIĘ MOGŁO STAĆ?! Nie będę owijać w bawełnę, sama nie wiem i chciałabym wiedzieć (albo może lepiej nie…).
Ale zacznijmy od początku. Opiszę Wam przebieg całej sytuacji. Może pomożecie rozwikłać nam tę dramatyczną zagadkę? Tipsiarz – jak już pisałam w poprzednim artykule, perfekcyjnie przygotowany do castingu, pod każdym względem. Wydawałoby się, że nikt mu nie dorówna. Wszyscy wierzyli w jego sukces. Do naszej redakcji przychodziły tysiące maili od wiernych fanek (i fanów) zagrzewające do „Bitwy” i mobilizujące do działania. Była MOC! Nie da się ukryć. Z tego miejsca serdecznie Wam dziękujemy! Jak zwykle nas nie zawiedliście. Tym bardziej nie rozumiem, jak z takim wsparciem Tispiarzowi się nie powiodło.
Jedną z hipotez jest niekorzystny wpływ miejsca castingu i panującej tam aury. Stadion Miejski w Poznaniu – obiekt , któremu poświecimy osobny artykuł , bo jego fenomenu i ogromu nie jestem w stanie opisać w jednym zdaniu. W każdym razie skutecznie przyćmił nasze umysły. Reprezentacyjne wejście główne od strony pola, na trybunę w której odbywał się casting. Warto zaznaczyć, iż aby do niej dotrzeć musieliśmy przebrnąć przez ogromne zaspy śniegu. Myślę, że ta ekstremalnie ciężka droga to celowo zaaranżowane „pierwsze sito”. Nie każdy zdołał pokonać białą zagładę, a jeśli już mu się to udało to nie wyszedł z tego bez szwanku na zdrowiu. Zapalenie gardła na casting w sam raz! Jednak Tipsiarz jak zawsze był twardy. Dzielnie, wraz ze swoim zawsze oddanym gronem najlepszych przyjaciół, dobrnął do bram. A tam „tłum” ludzi. Tłum – pojecie względne, dla niektórych to 50, 1000, dla innych ponad 2000 osób. Nie ważne ile by było, na montażu nigdy nie zapomina się o funkcji „kopiuj - wklej”.
Po przekroczeniu bram i zdobyciu odpowiedniego levelu Tipsiarz dorwał się do psychotestu zwanego formularzem zgłoszeniowym. Wypełnił go bardzo skrupulatnie, odpowiadając szczerze aż do bólu na najbardziej intymne pytania. Podpisał również oświadczenie kandydata, w którym wyraził zgodę na wszystko. Po weryfikacji poprawności wypełnienia makulatury dostał swój, wydawało by się, szczęśliwy numerek 2027. Ilu kandydatów przed… tydzień oczekiwania. Ale że Tipsiarz jest wytrwały w ogóle nie okazywał zniecierpliwienia. Świetnie wpasował się w gorrąca atmosferę panującą w hollu wypełnionym, na oko 150 osobowym tłumem kandydatów i osób towarzyszących do jednego wora razem wziętych. Warto wspomnieć, iż gorrącą atmosferę cały czas podgrzewał, pełen charyzmy, pan w oryginalnym sweterku. Nasza Gwiazda jest bardzo medialna, jak magnes przyciąga kamerę. Dlatego nikogo na pewno nie zdziwi ilość wywiadów, których udzielił i „przypadkowych” ujęć, na których jest głównym obiektem.
Gdy w końcu nadszedł ten długo oczekiwany najważniejszy moment, Tipsiarz pewnie przekroczył próg drzwi do kariery. Co działo się w środku? Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia… Myślę jednak, że nie ma się czego bać. Przy osobowości Tipsiarza na pewno był szał. Tym bardziej wniosek taki można wysnuć po jego rozpromienionej minie po powrocie na ludzką stronę. Oczekiwaliśmy więc na sukces. Słowa „przechodzisz dalej” wydawały nam się czystą formalnością. Los jednak bywa przewrotny. Z niewiadomych przyczyn nie powiodło się.
Aż boję się wspominać co było dalej. Tipsiarz wpadł w istną furię! Gdy przechodził przez holl cały tłum odsuwał się na boki, aby przypadkiem nie znaleźć się w polu jego rażenia. Nie znałam tego mrocznego oblicza. Myślę, że nie ma co tego bardziej szczegółowo opisywać. Zobaczycie sami na naszym materiale filmowym. Tym samym uważam, że to wielka strata, iż telewizja zrezygnowała z zaszczytu współpracy z taką osobowością. Chociaż, sądzę że Tipsiarza i tak często będziemy oglądać w telewizji. Przebije się. To tylko kwestia czasu!
Gwiazda w przeddzień castingu profilaktycznie ogląda reklamy tabletek na ból gardła fot. Archiwum
Czy Tpisiarz zauroczy jury w postaci takiej sławy jak Mezo? Jak bardzo polubi go kamera? Czy zniesie presje otoczenia? Jak sobie poradzi z tremą? Oraz czy dostanie szanse na podbicie serc widzów i międzynarodową karierę? Na te wszystkie pytania poznamy odpowiedź już jutro. Wszyscy trzymamy kciuki za Tipsiarza i wysyłamy mu wirtualną MOC!