piątek, 22 lipca 2011

Horoskop dla drapieżnego LWA 23.07-23.08

Życie: Na początku sierpnia czeka Cię huśtawka nastrojów. Nie przejmuj się jednak, to tylko chwilowe. W połowie miesiąca spodziewaj się propozycji wycieczki niemal dookoła świata. Skorzystaj z okazji wakacyjnej wolności i mknij przed siebie, a na pewno przeżyjesz niezapomnianą przygodę. Wenus Ci sprzyja.

Biby: Zorganizuj imprezę urodzinową. Tajemniczy wielbiciel szuka okazji by wyznać Ci miłość. Może to być przełomowy moment w Twoim życiu. Nie zmarnuj tej szansy!

Szczęśliwe dni: 5.08, 13.08, 23.08

aNormalna rada: „Więc nie martw się, uśmiechnij się…!”

wtorek, 12 lipca 2011

Wtorkowa przepowiednia czterowierszowa

W jeziorze zawsze woda jest brudna

Codziennie nęka mnie sprawa trudna

Przepowiednia moja sprawdzić się musi

Uważaj na lafiryndę, która ciągle kusi!

niedziela, 10 lipca 2011

Wielobarwna (nie)codzienność - Magiczne wspomnienia list od Czytelnika

Uwaga! Nasz Czytelnik Artur, który jest Wielkim Fanem Milky Way Magic Stars napisał do nas co czuje zajadając się gwiazdkami:
"Czuje ogromna frajdę, ponieważ przypominają swym smakiem moje dzieciństwo, do którego chciałbym wrócić, nawet za ich cenę. Czuje też mala satysfakcję, ponieważ słyszy się, że ich nie produkują , ale to nieprawda:) wystarczy dobrze poszukać . a same gwiazdki smakują świetnie. pyszna mleczna czekolada.. na dodatek, każdej z gwizdek przyglądam się indywidualnie, ponieważ maja na sobie buźki:)"


Wielki Fan Bloga i Gwiazdek z deficytowym towarem;)




Dziękujemy za list i pozdrawiamy!

sobota, 9 lipca 2011

Wielobarwna (nie)codzienność - Magiczne wspomnienia

Sentyment… jak wielkie znaczenie odgrywa w naszym życiu? Ilu różnorodnych dziedzin dotyczy? Dowieść tego możemy chociażby na przykładzie naszych upodobań kulinarnych powiązanych ze wspomnieniami z młodości. Lata 90te były bardzo barwnym i znaczącym okresem. W tym czasie wypromowano wiele nowych marek. Obecnie znanych i lubianych. Była to też dekada, w której dotarło do naszego kraju sporo popularnych za granicą produktów, które szybko przyjęły się na naszym rynku.


No to FRUGO!

Z lat 90tych wywodzi się wiele produktów, mających do dziś rzesze wiernych fanów. Produkty te zdobyły ogromną popularność między innymi ze względu na swoja wysoką jakość, unikalny, niepowtarzalny smak oraz intrygującą szatę graficzną. Niestety, co jest do końca niezrozumiałe, grono nowo wypromowanych, lubianych marek po pewnym czasie zniknęło z rynku. Pośród nich na szczególną uwagę zasługuje kultowy napój lat ostatniej dekady XX go wieku - owocowe FRUGO oraz rozpływające się w ustach malutkie czekoladowe gwiazdeczki Milky Way Magic Stars. O ile wspomniany soczek właśnie powraca na sklepowe półki, za pewne za zasługą internautów uczestniczących w akcjach typu „FRUGO wróć!”, o tyle o powrocie gwiazdeczek jak na razie nic pewnego nie wiadomo. Co dziwne, gdyż wiele osób za chociażby maleńką paczuszkę cudownych gwiazdeczek, byłaby wstanie oddać niemal wszystko. Zapewne większość z nas pamięta ten niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju smak, rozpływającej się w ustach mlecznej czekolady. Jak słodko się zrobiło. Niestety dziś rozkoszowanie się tym smakiem jest bardzo utrudnione. Utrudnione, aczkolwiek nie jest to niemożliwe, bowiem co ciekawe gwiazdki za nadal produkowane i dostępne w sklepach. Szkoda tylko, że poza granicami naszego kraju. Można je także kupić przez Internet. Jednak o ile świat byłby piękniejszy gdyby ten obecnie deficytowy towar był dostępny w każdym, nawet najmniejszym sklepiku w okolicy.



Gwiazdeczki^^


FRUGO + Milky Way Magic Stars i wieczór wspomnień przełomowych lat 90tych. Piękny scenariusz imprezy, choć niestety w tej chwili niełatwy do zrealizowania. Nie załamujmy się jednak. Przecież moc Internetu i wiernych fanów jest wielka. Co zostało udowodnione chociażby przez odpowiedź na apele fanów FRUGO i przywrócenie tej marki. Postarajmy się zatem i dołóżmy wszelkich starań, aby udało się nam przywrócić także i „magiczne gwiazdki”. Redakcja @Normalnego Bloga również włącza się do akcji Żądamy powrotu Milky Way Magic Stars”!

piątek, 8 lipca 2011

All inclusive - Most św. Rocha

Witam w trzeciej odsłonie cyklu All inclusive. Jak zapowiadałem, dzisiejsza wycieczka będzie miała związek z wodą. Popłyniemy nad Wartę!

Rzeka towarzyszy człowiekowi od samego początku. Już w starożytności największe cywilizacyjne imperia, jak chociażby Mezopotamia, powstawały właśnie w dorzeczach. Działo się tak nie bez powodu. Rzeka nie tylko pełniła funkcję gospodarczą i transportową, ale także kulturalno-rozrywkową. To właśnie tam codziennie przybywały tłumy mieszkańców, żeby wspólnie rozkoszować się wykwintnymi trunkami w towarzystwie znajomych. Mimo upływu tysięcy lat, kulturalna rola rzeki w życiu człowieka nie maleje. Wróćmy jednak do obszaru, który chcę Wam dzisiaj przybliżyć. Główną atrakcją jest oczywiście Most Świętego Rocha!


Wspomniany most stanowi jedną z najciekawszych przepraw rzecznych w Polsce. Jego niezwykłe przęsła, w kształcie sporej wysokości łuków, dają nieskończenie wiele możliwości kreatywnego spędzenia czasu, zwłaszcza wielbicielom sportów ekstremalnych. Lepszych ramp nie znajdziecie w żadnym skejtparku! Należy też wspomnieć o starej miejskiej legendzie, że przejście przez owe przęsło gwarantuje zdanie sesji!* Przęsło mostu to też niewątpliwie świetny punkt widokowy, gwarantowana piękna panorama okolicy. Na początku artykułu wielokrotnie pisałem o kulturalno-rozrywkowym aspekcie tego obiektu. Zejdźmy zatem na dół...

Dopiero tutaj, nad samym brzegiem rzeki można dostrzec prawdziwy potencjał tego miejsca. Nie znajdziecie lepszej miejscówki na imprezę plenerową. Nie ma znaczenia, czy przyszliście świętować urodziny, wyjście kupla z paki, dzień płynów do mycia naczyń, czy po prostu Was suszy. W tym miejscu muszę jednak ostrzec wszystkich koneserów taniego wina. Niestety, bardzo często na horyzoncie pojawiają się panowie w niebieskich strojach, których hobby jest zakłócanie imprez. Musicie być czujni, bowiem atakują z lądu, wody i powietrza!


Nie ma natomiast obaw, jeśli zmienią się warunki atmosferyczne. Kulturalne schronienie przed deszczem znajdziecie w dolnej kondygnacji budowli. Pod mostem możecie także podziwiać wspaniałe dzieła nieznanych artystów. Nie da się ukryć, malowidła ścienne i podłogowe, potrafią przykuć uwagę, a naszym redakcyjnym zdaniem, są dużo ciekawsze niż chociażby „Słoneczniki” Van Gogha. Warto też zawiesić wzrok na czasowych instalacjach, do których stworzenia wykorzystano przede wszystkim tłuczone szkło. Dyskomfort w przeżywaniu artystycznych uniesień, może powodować jednak zapach uryny unoszący się w powietrzu.


Należy też wspomnieć o doskonałej akustyce obiektu, wykorzystywanej szczególnie podczas klimatycznych wieczorów ogniskowo-gitarowych. Gratulacje dla inżynierów, którzy zapewne przewidzieli to zastosowanie w swoim projekcie. Szkoda jednak, że potencjał tego miejsca nie został wykorzystany w pełni profesjonalnie podczas tegorocznego Festiwalu Malta, który nota bene, korzysta z doskonałych funkcji marketingowych przęseł mostu, rozwieszając tam swoje banery reklamowe. W latach ubiegłych niektóre z poznańskich mostów, nawet nie aż tak atrakcyjne jak Most Świętego Rocha, posłużyły jako miejsce wystawiania spektakli.

Cały obiekt jest klimatyzowany i pięknie oświetlony, co sprawia, że impreza będzie udana niezależnie od pory dnia i nocy. Oczywiście czynny całodobowo, a łatwy dojazd zapewniają tramwaje i autobusy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.




Most Świętego Rocha to „doskonała miejscówka na każdą porę i okazję”


*Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za oblanie sesji oraz za ewentualne uszczerbki fizyczne i psychiczne poniesione podczas próby przejścia przez łuki.

środa, 6 lipca 2011

All inclusive – MPK w kulki gra

Witam w drugiej odsłonie cyklu All Inclusive. Dzisiaj poruszamy niezwykle ważną kwestię dojazdu do wszystkich niesamowitych miejscówek w mieście. Mogliście już przeczytać o Kaponierze, a już wkrótce opiszę kolejne fascynujące obszary. Trzeba jednak do nich dotrzeć, czego MPK nam nie ułatwia.

Najczęściej spotykaną linią w mieście jest „Zmiana Trasy”, a o tym, że tramwaje w Poznaniu jeżdżą kiedy chcą, wiedzą wszyscy. Panuje wieczna maniana, istna hiszpańska siesta. Powiedziałbym mimo wszystko, że to jeszcze nie jest problem. Prawdziwy problem zaczyna się bowiem, kiedy owe pojazdy przestają jeździć…

Wypad z baru, czyli „Dalej nie pojedziemy.”

W ciągu ostatnich kilku dni trzykrotnie usłyszałem cytowane wyżej słowa. O ile jeden przypadek związany był ze zgubieniem przez tramwaj części podwozia – oczywiście na środku głównego węzła tramwajowego, gdzie krzyżuje się 90 procent linii, o tyle dwa pozostałe budzą prawdziwy niepokój…
Burzowe popołudnie, deszcz leje się strumieniami, co chwilę ciemne chmury rozdzierane są przez pioruny. Słychać grzmoty. Tłumy ludzi wracają do domów, każdy marzy jedynie o filiżance herbaty i dobrej książce. Tramwaje ospale przemieszczają się po torach, aż nagle, w jednej chwili, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko zamiera. W oczach pasażerów pojawił się strach i przerażenie. Na szczęście okazało się, że to nie koniec świata, a jedynie koniec …prądu w trakcji. Oczywiście jak zwykle w takich sytuacjach otwarcie drzwi w tramwajach to wszystko na co stać przewoźnika. Krzyżyk na drogę i róbta co chceta. O autobusach udających, że maja pantografy można było zapomnieć. Bo i po co, skoro wyrzuceni pasażerowie zdążyli już „odbić” bilety, a karty doładowali pod koniec zeszłego miesiąca…

Rondo Rataje – ja tu zostaję

Powracając do tramwajów notorycznie gubiących swoje części, to może winna jest ich konserwacja i garażowanie? Jak to bywa najpierw się robi, a później myśli. MPK się nie wyłamuje, dlatego najpierw sprzedało zajezdnie, a później uświadomiło sobie, że tramwaje chyba nie mają gdzie spać. Nie pozostało więc nic innego jak ustawić je na pętlach i rondach. Zima nie zima, deszcz nie deszcz, pojazdy stoją i niszczeją. Gratulujemy innowacyjnego podejścia.

Jazda ekstremalna, czyli akcja „Trzymaj się!”

Od pewnego czasu MPK prowadzi bardzo słuszną kampanię „TRZYMAJ SIĘ!” Należy zauważyć, że kampania ta, nie tylko ma charakter ostrzegawczy, ale wręcz przygotowawczy. Od momentu jej startu motorniczowie, wiedząc, że pasażerowie są uprzedzeni, aby przyssać się do rurek i siedzeń, pozwalają sobie na iście ekstremalne zachowania. Skutków nie trzeba szukać daleko. Prawie codziennie słyszymy o wypadkach i kolizjach. Niedawno „brawura”, jak w Polsce określa się wczesne objawy debilizmu, położyła w szpitalu kilkadziesiąt osób. Zamiast ostrzegania pasażerów proponujemy przeszkolenie motorniczych w zakresie obsługi taboru przewożącego LUDZI.

„To oni!”, czyli taktyczne rozdzielenie

Jak wiadomo młodsze rodzeństwo często się przydaje. Zapytacie, dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniem. Zapewne pamiętacie wiele sytuacji z dzieciństwa, kiedy podczas wspólnej zabawy z rodzeństwem, z wielkim hukiem spada na ziemię ulubiony wazon mamy. Wówczas do pokoju wbiega zdenerwowany rodzic i pada sakramentalne pytanie „KTO TO ZROBIL?” Prawdomówność prawdomównością, ale będąc w opałach, ciężko przyznać się do winy i zaczyna się klasyczne zrzucanie odpowiedzialności.

Dokładnie taką sytuację obserwujemy w MPK i ZTM. Jest źle, ale wina zawsze leży po drugiej stronie. Typowa spychologia. Nie trzeba sięgać pamięcią dalej niż wczoraj, kiedy to tramwaje MPK miały odebrać fanów Manu Chao. Oczywiście pojazdy odjechały za wcześnie, PUSTE. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby poczekać, że jest to bez sensu. Widocznie za myślenie nie ma premii. Cała sytuacja była przekomiczna, gdyż hucznie zapowiadana pomoc MPK i ZTMu okazała się drwiną z pasażerów. Podobne przypadki można mnożyć. A wystarczyłoby uruchomić wyobraźnię…

Właśnie dlatego, z tego miejsca, rozpoczynamy akcję: USTĄP MIEJSCA ROZUMOWI. Kierujemy ją zarówno do MPK jak i ZTMu…




Diałania MPK i ZTMu są tak nieudolne
jak powyższy fotomontaż :)






Czy wiesz, że…

Tramwaje MPK w Poznaniu ogrzewane są latem, a zimą ogrzewanie jest wyłączone :)

wtorek, 5 lipca 2011

Wielobarwna (nie)codzienność - Wiele twarzy FOCHA

Moi drodzy!

Witam w pierwszej odsłonie nowego, zapowiadanego cyklu WIELOBARWNA (NIE)CODZIENNOŚĆ. Zgodnie z założeniem tego działu, postaram się opisywać uniwersalne zjawiska, z którymi możemy mieć do czynienia na co dzień, okraszone dawką własnych przemyśleń i obserwacji. Dziś poruszę temat niewątpliwie dotyczący nas wszystkich. Możemy go spotkać wszędzie i bardzo niespodziewanie. Niczym wirus krąży wśród nas i nigdy nie wiadomo kiedy, gdzie i kogo zaatakuje. Jest na prawdę nieprzewidywalny. Cóż to takiego? Otóż bohaterem dzisiejszej odsłony jest „jego wysokość” FOCH.

FOCH to powszechne zjawisko, od dawien dawna towarzyszące człowiekowi. Inne popularne określenie to „obrażanie się”. Któż z nas nigdy nie strzelił focha, bądź nie padł ofiarą tego strzału? Jestem przekonana, że znalezienie takiej osoby graniczy z cudem. Dlaczego więc tak się dzieje? Skąd się bierze FOCH? Niestety na to pytanie nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Przyczyn FOCHA może być bardzo wiele. Począwszy od błahej sprawy, nieopacznego zrozumienia żartu, na zrobieniu ogromnego świństwa skończywszy. Myślę, że ilu ludzi na świecie tyle powodów do FOCHA.

Niestety nie ma lekko, bowiem oprócz klasycznego, w miarą przewidywalnego FOCHA, występuje także zjawisko takie jak „FOCH dla samego FOCHA”. Niektórzy po prostu przyjmują taką postawę życiową i zwyczajnie nie byliby sobą, gdyby od czasu do czasu takiego FOCHA nie strzelili. Z reguły nie mają do tego większego powodu. Być może robią to dla rozrywki bądź jest to próba zwrócenia na siebie uwagi... Możliwe też, że sami do końca nie wiedzą co chcą przez to osiągnąć. Wynajdują sobie jakiś wydumany problem i namierzają ofiarę, a ta biedna, nieświadoma istota kompletnie nie wie o co atakującemu chodzi. Także bądźmy czujni! Nigdy nie wiadomo kiedy i z którego kierunku FOCH nas dopadnie.

FOCH może trwać przez różny okres czasu. Występują FOCHY krótkoterminowe, mijające zazwyczaj po kilku minutach, góra kilku dniach. Spotykamy się także z solidnymi FOCHAMI, trwającymi nawet kilka miesięcy. Pierwsze i drugie mają (być może dziwnie to zabrzmi) te zaletę, że prędzej czy później mijają. Zdarzają się jednak FOCHY na amen, których nikt i nic nie jest w stanie przerwać.

Często gdy zorientujemy się, że ktoś na nas strzelił FOCHA, staramy się to naprawić. Jednak czy to ma jakikolwiek sens? Nie namawiam nikogo do bycia bezdusznym sobkiem, nieliczącym się z kimkolwiek, jednak czasem naprawdę nie warto zawracać sobie głowy dociekaniem o co ktoś się mógł obrazić. Zazwyczaj wychodzi na to, że powód jest bezsensowny, a wręcz śmieszny. Dlatego też szkoda czasu i nerwów. Jest wiele ciekawszych tematów do przemyśleń.

Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy FOCHA da się uniknąć? Według mnie nie. Możemy się starać nie popadać w konflikty, nie narażać innym ludziom, sami się nie FOCHAĆ, ale to niczego nie zmieni. Zawsze niestety znajdzie się ktoś taki, kto mając powód czy też nie, zaatakuje. Chyba za nudno by było na tym świecie…

Nawet pojazdy komunikacji miejskiej mają prawo do FOCHA... Na zdjęciu "FOCHniety" autobus;)

fot. Archiwum

Wtorkowa przepowiednia czterowierszowa

Wielka chmura nad miastem zawisła

Kapusta w beczce już dawno skisła

Zagrajmy zatem w otwarte karty

Oj będzie burza, i to nie żarty!

poniedziałek, 4 lipca 2011

Gra Kulturalna – czy aby na pewno?

Kolejna Gra Miejska zapowiadana była już od dawna. Wszędzie można było o niej przeczytać, wszędzie usłyszeć. Nic dziwnego – to wyjątkowo wielkie przedsięwzięcie. Sam etap internetowy trwał cztery tygodnie. Sukcesywnie ogłaszane były kolejne zadania i zagadki. Co tydzień ruszaliśmy w miasto na łowy, aby z kompletem punktów i rekwizytów zacząć sobotnie zmagania. W pocie czoła zdobywaliśmy bonusowe kody. Niestety, zaskoczyła nas nagła zmiana terminu ich publikacji. Pierwotny termin przestał obowiązywać, a kod można było sobie KUPIĆ, dwa dni wcześniej, w Teatrze Polskim. Rozumiemy notoryczne postulaty kultury, że jest niedofinansowana, ale powiadomienie graczy w poniedziałek, o wtorkowym spektaklu było co najmniej niekulturalne…

Sobotnia gra rozpoczęła się o godzinie dziesiątej. Przynajmniej teoretycznie. Najbardziej zapaleni gracze czekali pod drzwiami już od świtu. Pół godziny startem kolejka przypominała obrazek z poprzedniego ustroju. Wybiła 10.00. Tłum nie zważał na nic i na nikogo. Każdy kulturalnie rozpychając się łokciami dążył po „Kartę startową”. Kiedy już udało się i nam wydrzeć upragniony świstek papieru oraz taktycznie wycofać w bezpieczne miejsce, rozpoczęliśmy zabawę. Wszystkie zespoły, niczym pierwszomajowy pochód, ruszyły w kierunku Starego Rynku. Zadanie wstępne było bardzo wciągające i zajęło całe pięć minut. Po tym niezwykle wyczerpującym etapie, organizatorzy przewidzieli 20 minut przerwy. Nie mam pojęcia dlaczego.

Po owych dwudziestu minutach otworzyły się drzwi Odwachu. Naszym oczom ukazała się wielka skrzynia z „bonusowymi rekwizytami”. Ponownie GRA kulturalna była tylko z nazwy. Najwięksi wepchnęli się przed najmniejszych, a panowie skutecznie odgrodzili drogę paniom. Niemniej jednak rozpoczęło się burzliwe grzebanie w skrzyni, zupełnie jak na sezonowej wyprzedaży w hipermarkecie. Gra zdawała się nabierać tempa. Po kilku minutach wrzawy znów nastała… przerwa. Tym razem kulturalnie zafundowano nam dziesięciominutowy relaks w pełnym deszczu. Po tym czasie pojawił się „łącznik”, a może raczej „włącznik”, bo dopiero w tym momencie poczuliśmy, że na prawdę włączamy się do gry.

Na zegarku 10:52, ruszyliśmy! Zagadek było sporo, jednak większość z nich wymagała jedynie sprawnego przemieszczenia się z punku A do punktu B. Na szczęście pojawiły się także charakterystyczne dla gry elementy w postaci odczytania czegoś przy pomocy lusterka bądź lupy czy rozszyfrowania hasła. Jak zwykle nie brakowało zamieszania i sprzecznych informacji uzyskanych od łączników. Po niespełna dwóch godzinach, przemoczeni, ale zadowoleni dotarliśmy do mety. Z tego miejsca GRATULUJEMY zespołowi, który jako pierwszy otworzył sejf, zwłaszcza, ze zrobił to niespodziewanie szybko, bo 40 minut przed kolejną grupą. Nawet organizatorzy byli zaskoczeni, że tak sprawnie i płynnie przeszli przez wszystkie zagwostki

Wielki finał jak zwykle z pompą. Nie brakowało przemówień i podziękowań. Trzeba również przyznać, że pula nagród była wyjątkowo duża. Zakończenie poprowadzone zgrabnie i dość merytoryczne. Jedyne czego do końca nie zrozumieliśmy, to zdania przekonujące nas o tym, jak bardzo ta gra nas „ukulturalniła” i jak wiele miejsc związanych z kulturą nam przybliżyła. Być może sami zbyt często bywamy w kinach, teatrach i filharmoniach, by docenić pięciominutowe spotkanie z łącznikiem w Teatrze Polskim i parę chwil spędzonych w filii biblioteki.

Podsumowując, gra była dość ciekawa, chociaż uważamy, że wielokrotnie zdarzały się lepsze. W stosunku do całości wydarzenia, ilości reklam i zapowiedzi oraz ogromnego etapu internetowego, odnieśliśmy wrażenie, że wystąpił przerost formy nad treścią. Z utęsknieniem czekamy na powrót starych, dobrych gier. Może nie tak hucznych, może bez nagród, ale robionych z duszą i zamiłowaniem, w których widać prawdziwy potencjał. Nie liczy się ilość, ale jakość!

niedziela, 3 lipca 2011

All inclusive – wycieczka pierwsza

Od niedawna mamy wakacje, przynajmniej teoretycznie. Sesja za nami, lipiec przyszedł, wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku, wszystko prócz pogody… Miało być pięknie, wyszło jak zawsze.



Zapewne obawiacie się, że pierwszy turnus „All inclusive” diabli wzięli. Nic bardziej mylnego! Trzeba jednak pamiętać, że z uwagi na pogodę nie można ryzykować pobytu pod gołym niebem. Wszelkie plaże, polany i szczyty górskie odpadają. W deszczową pogodę przybliżę Wam miejsca, te bliskie, i te dalekie, gdzie warto się wybrać, chociażby na chwilę.

W dzisiejszym przewodniku opiszę ciekawy obszar w samym sercu wielkopolskiej metropolii. Tutaj z pewnością nie grozi Wam przemoczenie, w każdym razie nie z powodu deszczu… Miejsce to stoi otworem dla wszystkich zwiedzających przez całą dobę, siedem dni w tygodniu. Czynne jest zawsze, i dla każdego. O czym mowa? Oczywiście o Rondzie Kaponiera.

Wielu przyjezdnych nurtuje pytanie, kim ów Kaponier był. Niestety, nawet miejscowi nie mają pojęcia na ten temat. Podejrzewa się, że był to pradawny hodowca nietoperzy, który z ich odchodów produkował przeróżne mazidła nazwane później Q10. Inna legenda głosi, że człowiek ten prowadził w miejscu dzisiejszego ronda dom publiczny, gdzie młode dziewczyny puszczały się na okrągło. Najstarsi tubylcy mówią jednak o osobie, która zamieszkiwała te tereny przed wieloma laty i której ducha można spotkać po dziś dzień. Zwłaszcza w piątkowo-sobotnie noce. Jak jest naprawdę? Tego nie wie nikt.

Za dnia na rondzie słychać jedynie szum, gwar i wszechobecny zgiełk. To doskonałe miejsce do obserwacji zwyczajów lokalnej ludności, zwłaszcza tej zmotoryzowanej. W mrocznych podziemiach opisywanego gmachu można bez problemu normalnie egzystować. Są tutaj bowiem wszystkie niezbędne do życia… punkty handlowo-usługowe. Bez trudu idzie zatem zdobyć pożywienie, skserować notatki, a także zlecić naprawę najróżniejszych części garderoby. Główną atrakcją jest comiesięczne wydarzenie zwane „Komkarciówką”. Tubylcy stają jeden za drugim tworząc bardzo oryginalne widowisko. Nierzadko głośno wyrażając swoje poglądy na najważniejsze kwestie. Innymi atrakcjami są bardzo oryginalne ścienne malowidła pojawiające się cyklicznie po każdym weekendzie. Takich dzieł sztuki nie znajdziecie nigdzie indziej!




Nocami Kaponiera tętni życiem niczym Ibiza. Można tutaj spotkać każdego, począwszy od gwiazd szołbiznesu, kończąc na panu Zenonie, który zawsze z całym dorobkiem stacjonuje przy jednym z wyjść. Nie brakuje egzotycznych przypadków, z którymi bardzo ciężko się porozumieć. Kaponiera jest kulminacyjnym punktem każdego wieczoru, każdej imprezy. Dzieje się tak dlatego, że to tutaj swoją bazę mają niezliczone ilości autobusów, które rozwożą bibowiczów do domów. Właśnie dlatego miejsce to było nie raz świadkiem wielkich pożegnań, radosnych spotkań, ale także wielu kłótni i nieporozumień. Jak wiadomo na dyskotekach bywa różnie, jedne romanse się kończą, inne zaczynają, ale tak czy owak, wszyscy zamieszani w lovestory muszą wspólnie podążać w jedyną słuszną stronę – na Kaponierę.

Zimą omawiane rondo poza wszystkimi wyżej wymienionymi atrakcjami kusi czymś jeszcze. Jest to największy (poza McDonald’s) punkt grzewczy na mapie miasta. To tutaj przy ujemnych temperaturach tłumy ludzi gromadzą się przy wielkim grzejniku, by móc poczuć się jak jedna, wielka rodzina. Muszę także przypomnieć, że odwiedzając Kaponierę należy pamiętać o mapie, bowiem nieodpowiedzialny turysta może krążyć pod rondem aż do niechybnej śmierci. Do pełni szczęści brakuje jedynie wielkiej, plastikowej palmy na środku! Niemniej jednak każdemu, kto jeszcze nie sfinalizował swoich wakacyjnych planów, polecam dopisać do nich to magiczne miejsce. Koszt wycieczki „ALL INCLUSIVE” jest nieduży. Przykładowo, za dojazd w dwie strony zapłacimy około 4 złotych.



Kaponiera to „wielki świat za małe pieniądze!”

sobota, 2 lipca 2011

Arena Design - lekcja stylu dla każdego

Design, oryginalność, styl, awangarda, innowacja... Co łączy te słowa? Odpowiedź jest bardzo prosta - Arena Design. To wydarzenie na skalę międzynarodową. Dzięki tym niezwykłym targom, które odbyły się w Poznaniu w dniach 25-28 maja, dosłownie każdy mógł ujrzeć światowe ikony wzornictwa. To także doskonała lekcja stylu dla wszystkich odwiedzających, a za razem moc atrakcji dla mieszkańców, bowiem targom towarzyszyło wiele mniejszych wydarzeń jak na przykład gra miejska. Arenie Desing dziękujemy i liczymy, że za rok przybędzie do Poznania z jeszcze większym rozmachem.

piątek, 1 lipca 2011

Jak Feniks z popiołów...

Ile to czasu minęło od ostatniej publikacji na Blogu? Ile wody w Warcie upłynęło od momentu postawienia ostatniej kropki? Jak długo musieli czekać nasi Wierni Czytelnicy na ten wspaniały moment?



TAK – POWRACAMY!



Wprawdzie jesteśmy nieco starsi,i z zanikającym kolagenem, ale nadal niebanalnie patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość. Na tej odrobinie wirtualnej przestrzeni postaramy się przykuć Waszą uwagę naszymi drobnymi przemyśleniami na każdy temat. W tym półroczu do największych nowości należeć będą tzw. kąciki tematyczne.

Absolutnym hitem tego lata będzie STUDIO PAZNOKCIA, w którym przeczytacie co jest cool, jazzy i trendy, dowiecie się kto, z kim, gdzie i dlaczego oraz zobaczycie bulwersujące teksty na temat zachowań ludzkich. Od poniedziałku do piątku, jak pięć palców ma dłoń, najświeższy „manicure” specjalnie dla Was!

Kolejną, lecz nie gorszą nowością będzie WIELOBARWNA (NIE)CODZIENNOŚĆ. To miejsce, gdzie pojawią się teksty o bardzo różnej tematyce. Ujrzycie tutaj niecodzienne historie prosto z ulic naszego miasta, intrygujące przemyślenia oraz comiesięczny, jedyny z 99,(9)% sprawdzalnością, HOROSKOP dla danego znaku zodiaku!

Trzecim nowopowstałym cyklem będzie ALL INCLUSIVE. Znajdziecie w nim nie tylko @normalny przewodnik po najciekawszych miejscach na Ziemi, ale również przeczytacie o wszechobecnych czynnikach wpływających na jakość naszego życia. Będzie więc sporo marudzenia, ale także próba poprawy otaczającego nas świata.

Poza wyżej wymienionymi działami, nasz Blog zyskał nową szatę graficzną oraz kilka usprawnień. Od dzisiaj każdy wpis możecie polubić (lub nie ;)) oraz udostępnić na Facebooku. Pojawiła się również możliwość napisania do nas. Postaramy się odpowiedzieć na wszystkie listy, niezależnie od poruszonego problemu. Nie bójcie się zatem pisać. Zarówno w sprawie plam na dywanie, przepisów na ciasta jak i z prośbą o pomoc w skonstruowaniu perpetum mobile. Warto przypomnieć, że część elementów pozostała niezmieniona. Nasz shoutbox nadal działa, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu :), nie pozbyliśmy się również „Nieschematycznej piosenki”. Oczywiście stale współpracujemy także z Wróżką Benią!!

Pierwszy dzień lipca, pierwszy dzień zmian, oby na lepsze! Enjoy!