Kolejna Gra Miejska zapowiadana była już od dawna. Wszędzie można było o niej przeczytać, wszędzie usłyszeć. Nic dziwnego – to wyjątkowo wielkie przedsięwzięcie. Sam etap internetowy trwał cztery tygodnie. Sukcesywnie ogłaszane były kolejne zadania i zagadki. Co tydzień ruszaliśmy w miasto na łowy, aby z kompletem punktów i rekwizytów zacząć sobotnie zmagania. W pocie czoła zdobywaliśmy bonusowe kody. Niestety, zaskoczyła nas nagła zmiana terminu ich publikacji. Pierwotny termin przestał obowiązywać, a kod można było sobie KUPIĆ, dwa dni wcześniej, w Teatrze Polskim. Rozumiemy notoryczne postulaty kultury, że jest niedofinansowana, ale powiadomienie graczy w poniedziałek, o wtorkowym spektaklu było co najmniej niekulturalne…
Sobotnia gra rozpoczęła się o godzinie dziesiątej. Przynajmniej teoretycznie. Najbardziej zapaleni gracze czekali pod drzwiami już od świtu. Pół godziny startem kolejka przypominała obrazek z poprzedniego ustroju. Wybiła 10.00. Tłum nie zważał na nic i na nikogo. Każdy kulturalnie rozpychając się łokciami dążył po „Kartę startową”. Kiedy już udało się i nam wydrzeć upragniony świstek papieru oraz taktycznie wycofać w bezpieczne miejsce, rozpoczęliśmy zabawę. Wszystkie zespoły, niczym pierwszomajowy pochód, ruszyły w kierunku Starego Rynku. Zadanie wstępne było bardzo wciągające i zajęło całe pięć minut. Po tym niezwykle wyczerpującym etapie, organizatorzy przewidzieli 20 minut przerwy. Nie mam pojęcia dlaczego.
Po owych dwudziestu minutach otworzyły się drzwi Odwachu. Naszym oczom ukazała się wielka skrzynia z „bonusowymi rekwizytami”. Ponownie GRA kulturalna była tylko z nazwy. Najwięksi wepchnęli się przed najmniejszych, a panowie skutecznie odgrodzili drogę paniom. Niemniej jednak rozpoczęło się burzliwe grzebanie w skrzyni, zupełnie jak na sezonowej wyprzedaży w hipermarkecie. Gra zdawała się nabierać tempa. Po kilku minutach wrzawy znów nastała… przerwa. Tym razem kulturalnie zafundowano nam dziesięciominutowy relaks w pełnym deszczu. Po tym czasie pojawił się „łącznik”, a może raczej „włącznik”, bo dopiero w tym momencie poczuliśmy, że na prawdę włączamy się do gry.
Na zegarku 10:52, ruszyliśmy! Zagadek było sporo, jednak większość z nich wymagała jedynie sprawnego przemieszczenia się z punku A do punktu B. Na szczęście pojawiły się także charakterystyczne dla gry elementy w postaci odczytania czegoś przy pomocy lusterka bądź lupy czy rozszyfrowania hasła. Jak zwykle nie brakowało zamieszania i sprzecznych informacji uzyskanych od łączników. Po niespełna dwóch godzinach, przemoczeni, ale zadowoleni dotarliśmy do mety. Z tego miejsca GRATULUJEMY zespołowi, który jako pierwszy otworzył sejf, zwłaszcza, ze zrobił to niespodziewanie szybko, bo 40 minut przed kolejną grupą. Nawet organizatorzy byli zaskoczeni, że tak sprawnie i płynnie przeszli przez wszystkie zagwostki
Wielki finał jak zwykle z pompą. Nie brakowało przemówień i podziękowań. Trzeba również przyznać, że pula nagród była wyjątkowo duża. Zakończenie poprowadzone zgrabnie i dość merytoryczne. Jedyne czego do końca nie zrozumieliśmy, to zdania przekonujące nas o tym, jak bardzo ta gra nas „ukulturalniła” i jak wiele miejsc związanych z kulturą nam przybliżyła. Być może sami zbyt często bywamy w kinach, teatrach i filharmoniach, by docenić pięciominutowe spotkanie z łącznikiem w Teatrze Polskim i parę chwil spędzonych w filii biblioteki.
Podsumowując, gra była dość ciekawa, chociaż uważamy, że wielokrotnie zdarzały się lepsze. W stosunku do całości wydarzenia, ilości reklam i zapowiedzi oraz ogromnego etapu internetowego, odnieśliśmy wrażenie, że wystąpił przerost formy nad treścią. Z utęsknieniem czekamy na powrót starych, dobrych gier. Może nie tak hucznych, może bez nagród, ale robionych z duszą i zamiłowaniem, w których widać prawdziwy potencjał. Nie liczy się ilość, ale jakość!
Sobotnia gra rozpoczęła się o godzinie dziesiątej. Przynajmniej teoretycznie. Najbardziej zapaleni gracze czekali pod drzwiami już od świtu. Pół godziny startem kolejka przypominała obrazek z poprzedniego ustroju. Wybiła 10.00. Tłum nie zważał na nic i na nikogo. Każdy kulturalnie rozpychając się łokciami dążył po „Kartę startową”. Kiedy już udało się i nam wydrzeć upragniony świstek papieru oraz taktycznie wycofać w bezpieczne miejsce, rozpoczęliśmy zabawę. Wszystkie zespoły, niczym pierwszomajowy pochód, ruszyły w kierunku Starego Rynku. Zadanie wstępne było bardzo wciągające i zajęło całe pięć minut. Po tym niezwykle wyczerpującym etapie, organizatorzy przewidzieli 20 minut przerwy. Nie mam pojęcia dlaczego.
Po owych dwudziestu minutach otworzyły się drzwi Odwachu. Naszym oczom ukazała się wielka skrzynia z „bonusowymi rekwizytami”. Ponownie GRA kulturalna była tylko z nazwy. Najwięksi wepchnęli się przed najmniejszych, a panowie skutecznie odgrodzili drogę paniom. Niemniej jednak rozpoczęło się burzliwe grzebanie w skrzyni, zupełnie jak na sezonowej wyprzedaży w hipermarkecie. Gra zdawała się nabierać tempa. Po kilku minutach wrzawy znów nastała… przerwa. Tym razem kulturalnie zafundowano nam dziesięciominutowy relaks w pełnym deszczu. Po tym czasie pojawił się „łącznik”, a może raczej „włącznik”, bo dopiero w tym momencie poczuliśmy, że na prawdę włączamy się do gry.
Na zegarku 10:52, ruszyliśmy! Zagadek było sporo, jednak większość z nich wymagała jedynie sprawnego przemieszczenia się z punku A do punktu B. Na szczęście pojawiły się także charakterystyczne dla gry elementy w postaci odczytania czegoś przy pomocy lusterka bądź lupy czy rozszyfrowania hasła. Jak zwykle nie brakowało zamieszania i sprzecznych informacji uzyskanych od łączników. Po niespełna dwóch godzinach, przemoczeni, ale zadowoleni dotarliśmy do mety. Z tego miejsca GRATULUJEMY zespołowi, który jako pierwszy otworzył sejf, zwłaszcza, ze zrobił to niespodziewanie szybko, bo 40 minut przed kolejną grupą. Nawet organizatorzy byli zaskoczeni, że tak sprawnie i płynnie przeszli przez wszystkie zagwostki
Wielki finał jak zwykle z pompą. Nie brakowało przemówień i podziękowań. Trzeba również przyznać, że pula nagród była wyjątkowo duża. Zakończenie poprowadzone zgrabnie i dość merytoryczne. Jedyne czego do końca nie zrozumieliśmy, to zdania przekonujące nas o tym, jak bardzo ta gra nas „ukulturalniła” i jak wiele miejsc związanych z kulturą nam przybliżyła. Być może sami zbyt często bywamy w kinach, teatrach i filharmoniach, by docenić pięciominutowe spotkanie z łącznikiem w Teatrze Polskim i parę chwil spędzonych w filii biblioteki.
Podsumowując, gra była dość ciekawa, chociaż uważamy, że wielokrotnie zdarzały się lepsze. W stosunku do całości wydarzenia, ilości reklam i zapowiedzi oraz ogromnego etapu internetowego, odnieśliśmy wrażenie, że wystąpił przerost formy nad treścią. Z utęsknieniem czekamy na powrót starych, dobrych gier. Może nie tak hucznych, może bez nagród, ale robionych z duszą i zamiłowaniem, w których widać prawdziwy potencjał. Nie liczy się ilość, ale jakość!
1 komentarz:
Coś w tym jest, niestety...
Prześlij komentarz