Kochani! Dzisiejsza odsłona All
inclusive będzie inna niż zwykle. Tym razem gościnnie w tym cyklu wita Was Redaktor
Jess. Właściwe to podwójnie gościnnie, gdyż na tapetę pójdzie nie jak zwykle Poznań,
a Warszawa… Tak się mój los potoczył, iż ostatnio przyszło mi odwiedzić stolicę
i poznać specyfikę tego miasta od podszewki.
Radosna twórczość fot. Archiwum |
Jako że zatrzymałam się w mieście
na kilka dni, musiałam znaleźć sobie jakieś miejsce noclegowe. Właściwie można
by wzorem będącego ostatnio na językach filmu „Kac Wawa” imprezować przez całą
noc i tym samym problem noclegu mieć z głowy. Jednakże od dawna moim marzeniem było
poznanie na własnej skórze kwintesencji studenckiego życia, czyli zamieszkanie
w akademiku. Marzenie to zrealizowałam, wynajmując wraz z moimi towarzyszkami
podróży, bardzo przestronny pokój na ostatniej kondygnacji zabytkowego i
niezwykle klimatycznego Akademika „Bratniak”. Miejsce to niewątpliwie poprzez
dodatkowe, nieprzewidziane w ofercie atrakcje ubarwiło mój pobyt w stolycy. Na pewno w żadnym akademiku nie brakuje ciekawych
osobistości. Największe wrażenie zrobił jednak na mnie Karol. Przystojny, inteligentny
student z portfelem wypchanym po brzegi? Nic z tych rzeczy. Karol to „malutki”
czarny robaczek, lubiący stadne życie, jak to każdy KARALUCH! Sublokator
upodobał sobie szczególnie jeden kącik. Zdarzało mu się jednak robić dalsze
wędrówki w inne rejony apartamentu. Z racji takiej, iż z wojnę z karaluchami
bardzo ciężko wygrać, nie miałam też za dużo czasu ani odpowiedniej amunicji, a
także nie do końca wiem kto tu się kogo bardziej bał, zdecydowałam przyjąć inną taktykę. Postanowiłam się z wrogiem
oswoić. Stąd też nadanie mu imienia. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to aż
tak trudne zadanie. Tym bardziej, że zdaniem przemiłej pani z recepcji karaluchy
to zmora każdego akademika (intrygujące prawda?) i stali mieszkańcy jakoś sobie
z nimi na co dzień radzą. Nie wiem jak. Jednak krzyki jakie dochodziły z
siedliska Karola były dla innych mieszkańców swego rodzaju atrakcją. Z tego
wniosek, że z rodziną Karola da się egzystować… Jak? Nie pytajcie, na prawdę nie
wiem.
Pożywienie Karola fot. Archiwum |
Jednak skoro karaluchy to dla
akademika codzienność, najwidoczniej trzeba było zadbać o dodatkowe wieczorne
atrakcje. Nie mówię o bibach, pokojowych nasiadówach i zwyczajnych popijawach.
Tu chodzi o show i performance. Po
zmroku, w blasku ulicznych latarni i dodatkowo punktowej ręcznej latarki, pod
oknami łazienek akademika pojawia się starszy pan i prezentuje swój sposób na zaspokojenie
seksualnych potrzeb. Warto dodać iż widownię zazwyczaj w większości stanowią
faceci, ze względu na to, iż to męski akademik.
Wyjdźmy jednak na miasto. W stolicy
nocne życie kwitnie. Film „Kac Wawa” to żadna bajka. To rzeczywistość. Nie
rozumiem dlaczego został tak bardzo skrytykowany, skoro ukazuje autentyczny
obraz. Owszem, w sposób mało wysublimowany, ale o to przecież chodziło. Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom, ale w godzinach nocno-wieczornych co drugi
pojazd przemierzający ulice centrum to bibowa limuzyna.
Jak poruszać się po tak wielkim mieście bez innego środka transportu niż własne nogi? Z pomocą przychodzi komunikacja miejska. Bardzo szeroko rozwinięta sieć. I jak się w tym wszystkim połapać… Wydawało by się, że będzie ciężko. Nic bardziej mylnego. Jest przecież „Aplikacja Piotrek”. Nie wiecie co to takiego? Nie dziwię się. Według kolegi z przystanku, wykorzystującego bezczelnie fakt niezorientowania koleżanki w funkcjonowaniu miasta i komunikacji, „Aplikacja Piotrek” to interaktywna, ogólnodostępna i idealna na imprezę „pomoc” informująca za pomocą smsów o aktualnej trasie przemieszczania się tramwaju. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że nie należy tej „Aplikacji” ufać. Potrafi skierować ostatni tramwaj za rzekę w środku nocy i zamknąć możliwą drogę powrotną dla autobusu z powodu rzekomego remontu. Ale według nerda z „Bratniaka”, doskonale obeznanego w realiach Warszawy tak już po prostu jest, że tramwaje mają swoja trasę w rozkładzie, swoją na wyświetlaczu, a jadą jeszcze inaczej…
Jak poruszać się po tak wielkim mieście bez innego środka transportu niż własne nogi? Z pomocą przychodzi komunikacja miejska. Bardzo szeroko rozwinięta sieć. I jak się w tym wszystkim połapać… Wydawało by się, że będzie ciężko. Nic bardziej mylnego. Jest przecież „Aplikacja Piotrek”. Nie wiecie co to takiego? Nie dziwię się. Według kolegi z przystanku, wykorzystującego bezczelnie fakt niezorientowania koleżanki w funkcjonowaniu miasta i komunikacji, „Aplikacja Piotrek” to interaktywna, ogólnodostępna i idealna na imprezę „pomoc” informująca za pomocą smsów o aktualnej trasie przemieszczania się tramwaju. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że nie należy tej „Aplikacji” ufać. Potrafi skierować ostatni tramwaj za rzekę w środku nocy i zamknąć możliwą drogę powrotną dla autobusu z powodu rzekomego remontu. Ale według nerda z „Bratniaka”, doskonale obeznanego w realiach Warszawy tak już po prostu jest, że tramwaje mają swoja trasę w rozkładzie, swoją na wyświetlaczu, a jadą jeszcze inaczej…
Wiele uroków kryje nasza stolica.
Przedstawiłam Wam tyko wybrane z tych które poznałam, a na pewno tych „niepoznanych”
znalazło by się jeszcze sporo. Myślę, że wkrótce podzielę się z Wami kolejnymi.
Jeśli oczywiście Redaktor Radzio będzie jeszcze na tyle gościnny i pozwoli na
wtargnięcie Warszawy do, z założenia, poznańskiego cyklu.